28 października 2015

Małe porównianie osiągniętych efektów

Pierwsze co muszę powiedzieć to to, że jestem ze swojej pracy bardzo dumna. 
Śmiało mogę powiedzieć, że wykonałam kawał dobrej i ciężkiej roboty, która opłaciła się przynosząc super efekty!
Najbardziej widoczne zmiany dostrzegam na zdjęciach porównawczych. Dlatego zawsze powtarzam, że warto robić zdjęcia w trakcie odchudzania, bo dopiero zestawiając je razem widzimy jaką ogromną pracę wykonaliśmy. 


Wprowadziłam Was w pierwszym poście w początek mojej historii, która jest podobna do historii wielu innych osób. 
Niski grubasek, który wziął sprawę w swoje ręce. Zmienił swoje żywnie i podejście do ćwiczeń o 180 stopni. Moja zmiana przewróciła moje życie do góry nogami i powoli dniami, tygodniami i miesiącami kierowała mnie na właściwy tor, tak bym na samym końcu mogła śmiało i twardo postawić stopy na ziemi. 
W tej chwili jeszcze wiszę sobie nad ziemią, ucząc się słuchać swojego organizmu i dostarczać mu odpowiedniego paliwa. 
Przede mną jeszcze długa droga, ale każdego dnia jestem bliżej celu

2012r. vs 2015r.
 
2012 vs 2015
Cudna zielona sukienka została zakupiona na wesele mojego brata w sierpniu 2012r. 
Zdjęcia po lewej stronie wykonane są w dniu jego ślubu. Jako, że uwielbiam tą sukienkę założyłam ją jeszcze raz na znajomych ślub w sierpniu tego roku. 3 lata różnicy, ta sama sukienka tylko inna ja.


styczeń 2015r. vs sierpień 2015r.
 W mojej kolekcji jest wiele zdjęć, z których nie jestem zadowolona. Oczywiście nie jestem zadowolona, ponieważ ja źle na nim wyglądam. Zdjęcie po lewej jest zdjęciem numer 1 na tej liście, bo pokazuje do jakiego stanu doprowadziłam swoje ciało. Za to idealnie zgrywa się ze zdjęciem po prawej kiedy byłam po zakończeniu pierwszego etapu redukcji. Właśnie taki efekt oczekiwałam, właśnie na taki efekt pracowałam.


Maj 2015r. vs Październik 2015r.
Moim priorytetem jest pozbyć się tłuszczyku z brzucha. Jest to moja najtrudniejsza partia ciała. Tutaj musiała nastąpić zmiana w kuchni, bo samymi ćwiczeniami nie osiągniemy płaskiego, jędrnego i umięśnionego brzucha. Ja teraz dążę do płaskiego brzucha, później będę pracowała nad kaloryferem :) Zmiany tej partii postrzegam jedynie na zdjęciach, bo niestety cały czas mam przed oczami wielki wystający bebech.

26 października 2015

Chrupiący domowy żytni chleb


Jak już wcześniej wspomniałam, chleb raczej rzadko występuje w moim jadłospisie. A gdy nachodzi mnie ochota na pyszne kanapeczki, to szybko piekę domowy żytni chleb. 
A musicie przyznać, że nie ma nic lepszego niż świeży, pięknie pachnący domowy chleb z masełkiem. Najlepiej jeszcze lekko ciepły!
Wiem, że na zakwasie byłby zdrowszy, ale nie od razu Rzym zbudowali - czyli moje pierwsze kroki stawiam w chlebie na drożdżach.
Na pewno podejmę próbę upieczenia chleba na zakwasie, ale najpierw muszę poprawić moje umiejętności pieczenia.

Wiem, że wybór pieczywa w sklepach jest ogromny, ale sklepowy chleb nigdy nie zastąpi nam upieczonego w domowym zaciszu chleba z dodatków, która najbardziej lubimy. 
Jako, że w pieczywie bardzo lubię duże ilości ziaren, ale nie znoszę za to słodkich dodatków (żurawina, rodzynka itp) w moim chlebie królują pestki dyni, słoneczki i orzechy włoskie. Zachęcam do bawienia się rodzajami ziaren, ponieważ to od nas zależy jak będzie smakował nasz wypiek.




Czas przygotowania:

2 godziny





 Składniki:

  • 1 kg mąki  żytniej
  • 1 litr letniej przegotowanej wody 
  • 1,5 łyżki pestek dyni
  • 1,5 łyżki słonecznika
  • 1,5 łyżki siemię lniane
  • garstka orzechów włoskich wcześniej lekko rozdrobnionych
  • 1,5 łyżki soli
  • 3 łyżki cukru
  • 70g świeżych drożdży







 Przygotowanie:

Łączymy suche składniki, drożdże rozpuszczamy w kubeczku z letnią wodą, następnie dodajemy drożdże do suchych składników i zalewamy resztą letniej wody. 
Wszystko mieszamy drewnianą łyżką i zostawiamy na 30 minut przykryte bawełnianą ściereczką w ciepłym miejscu. Po tym czasie przelewamy do foremek i pozostawiamy jeszcze na 10 minut.
Do rozgrzanego piekarnika do 180 stopni wkładamy blachy i pieczemy 60 minut. 
Po 60 minutach patyczkiem sprawdzasz czy chleb się upiekł w środku. W razie potrzeby przetrzymujemy go chwilę w piekarniku sprawdzając do 5 minut czy jest gotowy.

Smacznego!



22 października 2015

W objęciach złowieszczego cukru

Na diecie jestem już od 10 miesięcy i muszę przyznać, że wcale nie jest dużo lepiej, łatwiej niż na początku. Każdego dnia walczę ze sobą o to by nie zjeść całej tabliczki czekolady, by nie najeść się pączkami, bułkami i ciastkami. Staram się pozwalać sobie na więcej tylko w dni na to wyznaczone. Staram się, ale wcale nie jest łatwo. Nie zawsze mi to wychodzi. Wiem, że jesteśmy tylko ludźmi i mamy swoje zachcianki, mamy swoje słabości i nie zawsze jesteśmy na tyle silni by wytrwać w postanowieniu.
Niestety od kilku dni mam taki stan, który muszę koniecznie zakończyć dzisiaj! Koniec z ciastkami, cukiereczkami, ciastami i innymi słodyczami. Witaj czysta micho! 

Łatwo jest mi to powiedzieć, nawet napisać, ale nie jest łatwo mi to zrealizować. W końcu ciężko wygrać z patologiczną miłością do słodkiego. Ale nie dam się. W końcu mam wyznaczone cele, które chce zrealizować. 

Wczoraj wieczorem długo zastanawiałam się dlaczego zaczęłam pozwalać sobie na więcej i dlaczego jest mi tak ciężko zmienić ten stan. 

Doszłam do jednego ważnego wniosku. 
Zrealizowałam swój najważniejszy cel tego roku - schudłam 10 kilo. Zaprzestałam ścisłej redukcji w czerwcu i zaczęłam powoli wprowadzać większość ilość kcal. Nie tyłam, moje ciało nie zmieniało się, brak efektu jo-jo, czyli redukcja przeprowadzona zdrowo i z głową. Jestem z tego dumna do dzisiaj. 
Tyle, że zaprzestałam ścisłej redukcji nie dlatego, że byłam aż tak zachwycona efektem, że mogę odpuścić. Chciałam zregenerować organizm by móc później rozpocząć drugi etap redukcji.Wiedziałam, że dzięki temu będę miała zdwojoną siłę do działania i lepiej zareaguje na obcięcie kalorii. 
Nie wiedziałam jedynie tego, że tak szybko przyzwyczaję się do dobrego, słodkiego, pysznego jedzenia. Oczywiście nie powróciłam do nawyków sprzed roku, bo jem zdrowo tylko czasami nie mogę się opanować przed zjedzeniem czegoś słodkiego, zwłaszcza jak jeszcze mam coś słodkiego w domu. 
Wczoraj wieczorem miałam apogeum i w chwili sięgania po kolejną czekoladkę Merci (chyba zjadłam połowę opakowania) i kolejne czekoladowe wafelki zdałam sobie sprawę, że wpadłam w błędne koło i ciężko jest z niego wyjść. 

Wszystko zaczęło się niewinnie od zaplanowanych cheat'ów, a teraz stało się to niekontrolowanym obżarstwem, które nie prowadzi do niczego dobrego. Zauważyłam, że nie tyje, tylko waga utrzymuje się, więc potraktowałam to jako zielone światło.
Koniecznie muszę to zakończyć i znów kontrolować, gdyż tą drogą nie osiągnę jeszcze lepszych wyników.
W końcu to ja tutaj rządzę!!
Dlatego od dzisiaj nie jem nic niezaplanowanego. Nie chce stawiać sobie sztywnych ram czasowych, bo nigdy nie wychodziło mi kontrolowanie tego. Chce od dzisiaj zakończyć zawartą przyjaźń z cukrem i tylko w wyznaczone dni na oszukany posiłek jeść zdrowszą, lżejszą formę cukrowych pyszności. 
Nie chce planować zaprzestania całkowitego jedzenia słodyczy, bo już na  wstępnie wiem, że jest to niemożliwe, a ja nie lubię podejmować się rzeczy niemożliwych. 
Od razu zaplanuje, że niedziela jest dniem cheat'owania  i tylko w niedziele mogę zaspokajać swoją potrzebę na ciastka.
W ramach tego wprowadzę kilka słodszych posiłków, oczywiście by nie oszaleć. W końcu będę czuła się jak narkoman oderwany od swojej substancji uzależniającej - cukru. 

Dlaczego chce wprowadzić kontrolę w jedzeniu słodyczy? Odpowiedź jest bardzo prosta. Osoby, które podobnie jak ja mają tendencję do tycia, często nie widzą zmian jakie powoduje powrót do złych nawyków. Może to zabrzmi dziwnie, ale na prawdę nie wiedziałam, że do jakiego stanu się doprowadziłam. Widziałam kilka kilo za dużo, rozmiar mógłby być mniejszy, ale żeby zobaczyć to jak na prawdę wyglądałam musiałam zobaczyć zdjęcia. 
Obawiam się, że jeśli przestane kontrolować zjadane słodycze mogę szybko wrócić do sylwetki przed odchudzaniem. A tego bardzo bym nie chciała. Nie jest to przesiąknięte paniką, ale chęcią o jeszcze lepsze ciało, lepsze samopoczucie i lepsze zdrowie. 
Poczucie kontrolowania zjadanych posiłków daje mi uczucie kontrolowania mojego życia. 


 

21 października 2015

Leniwa środa to KLUSKI LENIWE

Jestem makaroniarą!
Uwielbiam makarony, kluski, kluseczki. Oczywiście teraz staram się ograniczać ilość zjadanych makaronów, ponieważ makaron jak makaron jest bardzo koleżeński i lubi zajęcia grupowe z sosem :)




Dzisiaj w ramach leniwej środy (tak, tak leniwa środa, bo jest rest day) na posiłek mam kluski leniwe. Pomysł na przepis zaczerpnęłam z bloga feed-me-better.blogspot.com który delikatnie zmodyfikowałam pod swoje potrzeby.


Składniki:

  • 200 gram białego sera półtłustego
  • 70 gram mąki owsianej
  • jajko
  • szczypta soli

Przygotowanie leniwych jest bardzo szybkie. Wczoraj wieczorem zajęło mi to 20 minut wraz z ugotowaniem i zapakowaniem do lunboxa. Mogę śmiało powiedzieć, że pyszny i szybki posiłek:) Świetny dla marud, które twierdzą, że nie mają czasu na systematyczne jedzenie, bo nie mają czasu na ich przygotowywanie. Polecam również osobą, które nie mają gdzie podgrzać jedzenia - w pracy nie posiadamy mikrofalówki i potwierdzam, że na zimno równie dobrze smakują jak na ciepło.



Przygotowanie:
 
Ser ugniatamy widelcem, dosypujemy mąki i żółtko. Następnie ugniatamy ciasto.  Białko ubijamy na sztywną pianę i dodajemy delikatnie do ciasta. Wszystko delikatnie łączymy. Deskę posypujemy mąką, gdyż ciasto bardzo klei się. Ciasto dzielimy na dwa i palcami rolujemy w podłużny wałek, który delikatni przyciskamy. Kroimy ciasto na skok i wrzucamy do gotującej się osolonej wody. Gotujemy do czasu aż wypłyną na wierzch. 

Wiem, że każdemu kluski leniwe kojarzą się jako polane tłuszczem z bułką tartą i cukrem, ale ja swoje zrobiłam w wersji lekkiej. Zamiast tłuszczu i bułki tartej użyłam domowego musu jabłkowego, który wcześniej zrobiłam na jesienno-zimowe dni.


19 października 2015

Domowe burgery

Uwielbiam hamburgery!
Tak wiem, że poniedziałek nie jest idealnym dniem na pokazywanie dania na cheat meal :)

Przed rozpoczęciem diety często miałam ochotę na hamburgera, cheeseburgera czy innego burgera z fast food'u. Nie wyobrażałam sobie, że w domowej kuchni można przyrządzić równie smacznego, zdrowego hamburgera. Na początku mojej przygody bałam się kombinować w kuchni, bałam się, że nawet nie zauważę i wrócę do złych nawyków. 
Od jakiegoś czasu coraz częściej próbuje różne przepisy by umilić dietę. 
Hamburger zawsze kojarzył mi się z tłustym jedzeniem, które bardzo tuczy. Moja wersja jest idealna na oszukany posiłek "cheat meal", na który raz w tygodniu mogę sobie pozwolić
Ostatnim razem jak przyjechali do nas goście i nie miałam pomysłu czym ich ugościć zaserwowałam hamburgery. Ułożyłam na desce wszystkie dodatki, sosy umieściłam w miseczkach dzięki temu każdy z nas mógł dowolnie dobierać sobie dodatki i tworzyć swoje burgery.


Od chwili serwowania moich burgerów nie mam ochoty na te z McDonal's, Burgerking czy innej "restauracji" ze śmieciowym żarciem. Najlepsze jest to, że nie tylko ja nie mam ochoty na fastfoodowe hamburgery, ale również mój narzeczony Tomek.
Wspólnie stwierdziliśmy, że wolimy nasze domowe burgery, w których są świeże, chrupiące warzywa, dobrze przyprawiony kotlet i nasze ulubione dodatki.


 Przepis na kotlety:
  • 500 gram mięsa mielonego wołowego
  • 4 łyżki wody
  • 2 ząbki czosnku
  • mała cebula ( ja lubię dodać)
  • sól
  • pieprz
  • papryczka chilli
  • zioła prowansalskie 


Sos czosnkowy:
  • mały jogurt grecki
  • 2-3 ząbki czosnku
  • bazylia
  • sól
  • pieprz

Dodatki:
  • pomidor
  • ogórek zielony
  • cebula
  • ogórek kiszony
  • sałata bądź mix sałat
  • żółty ser 
  • ketchup/sos pomidorowy

Bułki:

Do swoich burgerów nie używam bułek, które można zakupić w marketach "bułka do hamburgerów". Wolę chrupiące bułki żytnie, które zakupuje w piekarni. W planach mam spróbowanie upieczenia bułek według przepisu Michała Karmowskiego [KLIK]

Przygotowanie: 

Do mięsa mielonego dodajemy wodę i "ubijamy" mięso rzucając nim w misce do czasu gdy będzie na tyle "elastyczne" by móc je formować (UWAGA!! Nie rzucać zbyt mocno, bo można miskę połamać - mojemu narzeczonemu udało się. Człowiek na masie ma siłę!). Do mięsa dodać składniki (pieprz, sól, czosnek, zioła prowansalskie, papryczka chili)  i odstawić na chwilę, by mięso przeszło przyprawami. Kotlety formujemy trochę większe niż bułka (mięso zawsze się kurczy). Kotlety wrzucamy na grilla (ja używam elektrycznego, ale w czasie niegrillowym możemy w piekarniku piec na ruszcie). Kotlety piecz około 5 minut z każdej strony, chwilę przed wyjęciem nałóż na jedną stronę żółtego sera dzięki temu będzie delikatnie zapieczony. Bułkę przekrój na pół i podpiecz na grillu tak by były ciepłe. 

Układaj: 

Bułka - ketchup/sos pomidorowy - sałatka/mix sałat - mięso z serem - pomidor - ogórek kiszony - ogórek zielony - cebula - sos czosnkowy - bułka.
 



15 października 2015

Jedz śniadanie, będziesz miała supermoc!!

Źródło: http://marvel.com/cards/82/a-force_roll_call


Jedz śniadania, będziesz miała supermoc!!

O tym, że śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia powinien każdy wiedzieć!
Dzwoni budzik, próbujemy wszystko zrobić w biegu i często zapominamy o zjedzeniu śniadania. Jedynie mamy czas na szybką kawę/herbatę, którą wypijamy w trakcie szykowania. Później wpadamy w wir obowiązków i śniadanie zostaje zapomniane. Pierwszy posiłek zjadamy w porze drugiego śniadania bądź co gorsze dopiero w porze obiadu.
Tak nie wolno robić!!


Photo by Davin Rajaram

Dlaczego śniadanie jest takie ważne?

Dobre rozpoczęcie dnia ma fundamentalne znaczenie dla naszego zdrowia i samopoczucia. Jedzenie śniadań jest konieczne dla prawidłowego metabolizmu, ponieważ rano nasz organizm potrzebuje dużo energii do prawidłowego funkcjonowania.  Dostarczone wraz z pokarmem składniki mineralne i witaminy powodują, że jesteśmy energiczni, weselsi i mamy więcej zapału.
Wydłużająca się przerwa pomiędzy ostatnim posiłkiem a pierwszym porannym powoduje kilka niekorzystnych zmian.
Nie jedząc pierwszego posiłku niedługo po przebudzeniu szybko poczujemy tego skutek - brak energii, problemy z koncentracją, otępienie itp.
Zwiększa się procentowa zawartość tkanki tłuszczowej oraz spowolnieniu ulega metabolizm. Jest to spowodowane próbami oszczędzenia przez nasz organizm energii. Jest to mechanizm przystosowawczy do okresów głodu. Dlatego jedzenie śniadań jest konieczne do utrzymania prawidłowej masy ciała oraz jest niezbędne przy redukcji, gdyż rezygnacja z posiłku grozi podjadaniem i wilczym apetytem w późniejszej porze. A przecież na redukcji nie możemy podjadać pomiędzy posiłkami! 

Photo by Elizabeth Lies

Co jem na śniadania?

Śniadania jem od zawsze. Nauczyłam się tego rytuału jak pewnego dnia na czczo jako nastolatka zemdlałam po przebiegnięciu do tramwaju 300 metrów. 
Niestety nie jadłam przemyślanych śniadań, bo śniadanie składające się głównie ze słodkich bułek, pączków, płatków śniadaniowych z mlekiem, białego pieczywa nie jest wartościowym posiłkiem. 
Od stycznia zaczęłam dokładnie przyglądać się każdemu mojemu posiłkowi.
Śniadanie musi dawać mi kopa na cały dzień, ma być moim paliwem, które utrzyma mój organizm na pełnych obrotach przez cały dzień.  Dlatego nie może być to malutki posiłek typu jogurt z musli. 
W zależności od dnia tygodnia jem różne śniadania. 
W tygodniu jak mam mniej czasu od rana na przygotowanie posiłku, na śniadanie mam owsiankę zalaną wodą ze świeżymi owocami (banan, jabłko, truskawki, jagody, borówki, nektarynki czyli na sezonowe owoce dostępne na każdym ryneczku)  z odżywką białkową. 
W okresach letnich owsiankę robię na zimno, zaś w okresie jesienno-zimowym preferuje ciepłą. Pieczywo w mojej diecie występuje bardzo rzadko, a jeśli już mam ochotę to piekę własny chleb z mąki żytniej i ziaren.
W weekendy kiedy mam więcej czasu na gotowanie serwuje sobie i narzeczonemu jajecznice, naleśniki, omlety. Staram się wtedy być bardziej kreatywną w kuchni.

W moich śniadaniach zawsze występuje owoc. W ciągu dnia raczej nie jadam owoców - zwłaszcza na redukcji -  i dlatego zawsze dokładam je do pierwszego posiłku. Często jest w formie wkrojenia do owsianki, musu na omlet, a czasami biorę sam owoc do pochrupania.


Photo by Tiago Faifa
 Czego nie polecam na śniadania:

  • Słodkie bułki/pączki - zwłaszcza te sklepowe, które napakowane są chemią - nie mają żadnych wartości odżywczych. Śmiało można nazwać je "zapychaczami", które nie wnoszą nic dobrego. Zawierają bardzo dużo cukru, który powoduje duże wahania poziomu glukozy we krwi, prowadząc do szybkiego uczucia głodu. Pączki dodatkowo mają ogromną ilość tłuszczu, gdyż jak wiadomo są pieczone w głębokim tłuszczu.
  • Słodkie musli/ płatki śniadaniowe - wiele tych produktów mają umieszczony napis"fit" musli z owocami, rodzynkami czy suszonymi bananami, truskawkami. Kupując je tak na prawdę kupujemy zapełnione cukrem płatki, które w swoim składzie mają znikomą ilość owoców, zaś od groma cukru - cukier, glukoza, syrop glukozowo-fruktozowy. Po zjedzeniu takiego "pożywnego śniadania" już po godzinie odczuwamy głód i chęć na coś słodkiego.
  • Owocowe jogurty - "owocowe" to tylko z nazwy, na pewno nie ze składu, bo bardzo często te jogurty nie widziały owoców. I na pewnie nie są produktem "fit", gdyż w procesie produkcyjny dodaje się do nich cukier, aromaty owocowe, barwniki i inne dodatki, którym bliżej do batoników i czekoladek niż do dietetycznej żywności. Pamiętam jak wcześniej spożywałam dużo nabiału - serki, jogurty owocowe, desery - teraz jedynie jogurt grecki jako dodatek do potraw i też nie zbyt często.
  • Białe pieczywo - bułki, bułeczki, kajzereczki, angielka czy chałka to nie jest dobry produkt. Wiem, że większość z Was zjada białe pieczywo na śniadanie, bo tak zostaliśmy nauczeni przez rodziców, dziadków. Większość z Was nie wyobraża sobie śniadania bez pieczywa. Przed moją przemianą też nie wyobrażałam sobie tego. A teraz pieczywo występuje u mnie sporadycznie i jak wcześniej wspominałam zazwyczaj pieczone przeze mnie. Jeżeli nie wyobrażacie sobie śniadań bez pieczywa zastosujcie  baby steps (małe kroczki) powoli eliminując pieczywo z diety. Na wstępnie zamieńcie białe puchate pieczywo na pełnoziarniste z mąki żytniej, a później powoli eliminujcie je ze swojego jadłospisu. Jedząc białe puchate pieczywo będziecie również puchate jak one. 
  • Ciastka/babeczki/muffiny - to wcale nie jest "idealna propozycja na śniadanie" jak podają reklamy. Powiem nawet, że jest to bardzo zła propozycja na śniadanie. Nie umiem sobie wyobrazić, że można jeść babeczkę bądź ciastko na śniadanie i nazywać to śniadaniem. Wypełnione są białą mąką, cukrem, tłuszczami trans itp. Zło, zło i jeszcze raz zło! Oczywiście nie mówię tutaj o domowym wypieku, który jest przemyślany i specjalnie przygotowany na śniadanie. Wszelkie kupne "śniadaniowe ciasteczka" są złem! 

Idąc tokiem pierwszej myśli "JEDZ ŚNIADANIE, BĘDZIESZ MIAŁA SUPERMOC!!"
Photo by Jeffrey Deng




13 października 2015

Zacznę od przedstawienia się...

Kasia, 26 lat. 
Mieszkam w pięknym mieście Łodzi - tak uważam, to miasto za piękne! 
Od stycznia 2015r. zaczęłam walkę o lepsze życie. Walka trwa do dzisiaj. 

Nowy rok jest dla większości początkiem zmian. Nowy rok kojarzy się z postanowieniami na nadchodzący rok - schudnę, zmienię pracę, zacznę uczyć się nowego języka, będę ćwiczyć, będę milsza, przebiegnę maraton, zacznę dbać o siebie itp

Dla mnie każdy poprzedni nowy rok był podobny - niezrealizowane postanowienia. Słomiany zapał i brak motywacji, szybko powodował powrót do nic nie robienia.
Ten rok chciałam zmienić! Chciałam na prawdę zacząć walczyć! 
She belived she could so she did - nazwa bloga świadczy o tym, że uwierzyłam w to, że mogę i dałam radę!! 
Walka trwa do dzisiaj, bo nie da się zmienić wszystkiego w cudowne 30 dni, 3 miesiące czy inną magiczną cyfrę.  Nawyki wypracowane latami nie zmienimy w 30 dni. Jest to długotrwały proces, ale wart każdej poświęconej minuty, godziny czy doby.
Jak co roku w okolicach Sylwestra postawiłam sobie cele na nadchodzący 2015 rok. Jednym i najważniejszym z nich było schudnąć. Ale tym razem z głową, z pomocą i długotrwale. 
Oczywiście święta i sylwestra spędziłam bawiąc się i korzystając z ostatnich dni wolności od diety. Hulaj dusza piekła nie ma. 
Jak przyszedł styczeń 2015 poprosiłam narzeczonego by zrobił mi zdjęcia, które pozwolą mi w przyszłości porównywać zmiany. 

archiwum własne - Styczeń 2015r.
Zdjęcia wykonane w tamtym dniu były dla mnie otrzeźwieniem, tak jakby ktoś strzelił mi prosto w twarz. Zobaczyłam do jakiego stanu doprowadziłam swój organizm, jak moje ciało zmieniło się. Wiedziałam, że mam do zrzucenia sporo, że moja waga świadczy o otyłości, ale te zdjęcia pokazały mi dopiero do jakiego stanu doprowadziłam swoje ciało.
Te zdjęcia stały się moim ostrzeżeniem - mówiły mi: "zobacz do czego doprowadziłaś! czas to zmienić".
Były też moją motywacją, bo nie chciałam dłużej tak wyglądać.
Chciałam móc cieszyć się piękną figurą!

Nie będę mydlić nikomu oczy, że moja walka przebiegała idealnie. Bo to nie prawda. Odstawienie fast food, napojów słodkich i gazowanych, odstawienie słodyczy, alkoholu i co najgorsze pożegnanie się z myślą, że zjem co tam będzie w lodówce i na co będę miała ochotę i o której będę miała ochotę wcale nie należało do łatwych rzeczy. A do tego doszły treningi kilka razy w tygodniu.
Pierwsze dwa miesiące nie przebiegały kolorowa, ale nie poddawałam się. Zobaczyłam pierwsze zmiany w swoim ciele. Zaczęłam się lepiej czuć. Zaczęły powoli znikać problemy gastryczne.
Po 3 miesiącach moje myślenie się zmieniło, moje ciało się zmieniało. Byłam dumna z mojego sukcesu. Ale nie poddawałam się tylko dalej pełna sił pędziłam do celu.
Dzięki pracy, którą włożyłam schudłam 10kg.
archiwum własne - Maj 2015


Cała przemiana zajęła mi 5 miesięcy. Po 5 miesiącach mogłam śmiało powiedzieć, że jestem zadowolona z efektów jakie wypracowałam.

Zmieniło się wiele w moim życiu:
✓ podejście do treningów - przestałam traktować je jako przymus, a zaczęłam odczuwać przyjemność. Uzależniłam się od nich. Teraz nie wyobrażam sobie odpuścić dnia treningowego. Niby co miałabym robić przez ten czas w domu? Leżeć przed tv? nie ma mowy!
✓ podejście do diety - dieta przestała być dla mnie koszmarem. Przestałam postrzegać ją jako "dietę", a zaczęłam traktować ją jako moje żywienie, które pozwala mi prawidłowo funkcjonować i czuć się dobrze.
✓ wiara w siebie - dzięki całej zmianie moje podejście do samej siebie się zmieniło. Moja psychika. Przestałam poddawać się na początku. Teraz myślę kategoriami: "mogę", "zrobię", "uda mi się".
✓ motywacja - w końcu przestałam myśleć "jakby było fajnie gdyby", a zaczęłam działać!


Teraz mam nowe cele, chciałabym schudnąć jeszcze kilka kilo, chciałabym pozbyć się mojego brzuszka i wypracować widoczne mięśnie brzucha. Jest dużo nowych wyzwań.
Każdego dnia walczę i dzięki temu każdego dnia jestem bliżej mojego celu!
Cieszy mnie to, że od czerwca kiedy zakończyłam pierwszy etap redukcji moja waga waha się +/- 1kg, a przy mojej tendencji do tycia jest to już wielki sukces świadczący o tym, że lepiej wolniej schudnąć ale zdrowo i na dłużej.