29 grudnia 2015

Postanowienia noworoczne

Jak większość ludzi tak i ja, co roku robię listę moich postanowień noworocznych. Zazwyczaj spisywałam je w pamięci, tym razem spiszę je tutaj i podzielę się nimi z Wami.
Będzie to drugi rok kiedy realizuje moje postanowienia. Niestety wcześniej miałam słomiany zapał i szybko zapomniałam co chciałam osiągnąć w tym roku. Nie oszukujmy się - to było z lenistwa! 


Pamiętam, że w tamtym roku jako punkt pierwszy i jedyny zapisałam sobie, że schudnę i zadbam o swoje zdrowie. Ten jeden punkt wystarczył. 
Zrealizowałam go! 
Może nie była to redukcja tak oszałamiająca jak u niektórych osób widzianych w Internecie, ale był to mój pierwszy krok. Drugim krokiem było pójście na siłownie i polubienie tej aktywności fizyczne, a dokładnie zakochanie się w tym! Wkręciłam się na maksa. 
Jestem dumna z tego co osiągnęłam w 2015r. i chce by kolejny rok był jeszcze lepszy! 

Moje postanowienia na 2016r.


1. Zrobić formę - pogromca tłuszczu :) 

Na tą chwilę mogę powiedzieć, że czuje się dobrze we własnej skórze, ale chciałabym czuć się wspaniale, dlatego właśnie jako priorytet ustawiam sobie redukcję tkanki tłuszczowej. Chciałabym schudnąć jeszcze około 7-8 kg. Sama waga nie jest konkretnym celem, ponieważ waga często oszukuje. Chciałabym czuć się rewelacyjnie! Mieć formę życia :)



2. Stop gluten! Gluten free :) 

Już na początku tego miesiąca postanowiłam przejść na dietę bezglutenową. I chcę się tego trzymać! Chciałabym zobaczyć czy faktycznie niespożywanie glutenu, może pomóc w moich dolegliwościach. Muszę się przyznać od razu, że nie mam w planach szaleć i unikać całkiem glutenu, ale ograniczyć go do minimum.

 
3. Trenować podciąganie na drążku - samodzielne podciąganie :)

Marzę o tym by nauczyć się samodzielnie podciągać na drążku. Jak na razie trenuje z pomocą T. i za każdym razem idzie mi lepiej, ale chciałabym sama, bez niczyjej pomocy podciągać się na drążku. Na dzień dzisiejszy z pomocą T. podciągnę się 6-7 razy, ale to mnie nie satysfakcjonuje. Chcę więcej! Chcę sama!


 
4. Nauczyć się stania na rękach  

Stanie na rękach przypomina mi o czasach dzieciństwa, kiedy z koleżankami i kolegami z podwórka skakaliśmy po drzewach, robiliśmy gwiazdy, staliśmy na rękach i robiliśmy "fikołki" na trzepaku. Wtedy wszystko było takie proste. Dzisiaj niestety już stanie na rękach jest nie lada wyczynem dla mnie. Właśnie dlatego chciałabym nauczyć się stać na rękach! Chcę znów poczuć beztroskę :)


5. Plank 5 minut

Na początku 2015r. miałam problem z utrzymaniem się w pozycji plank przez minutę. Na ostatnich zawodach wytrzymałam ponad 3 minuty. Teraz chciałabym wytrzymać do 5 minut. W końcu musimy podnosić sobie poprzeczkę, tak by rozwijać się i być jeszcze lepszym :) 

6. Więcej kreatywności w kuchni 

Kolejnym postanowieniem jest odważyć się być kreatywnym w kuchni, przestać się bać! Koniec z jedzeniem w kółko tego samego, czas najwyższy próbować, smakować i gotować jeszcze lepiej i zdrowiej. Czas na próby zaczyna się od nowego roku!
Niech talerz, znaczy się moje pudełko z jedzeniem będzie pełne barw tęczy bez ryzyka o nadprogramowe kalorie. 



7. Wypracować prawidłową technikę wykonywania ćwiczeń 

Chciałabym nauczyć się robić wszystkie ćwiczenia prawidłowo, dlatego od dzisiaj będę bardzo zwracała uwagę na poprawność wykonywanych ćwiczeń, tak by nie popełniać niepotrzebnych błędów.


8. Dopracować język angielski 

Nauka języków jak wiadomo jest bardzo ważna, chciałabym jeszcze lepiej posługiwać się językiem angielskim, tak by przełamać barierę językową która niestety uprzykrza mi życie. Czas uwierzyć w swoje zdolności, czas rozwijać się! 
9. Uwierzyć w siebie i dobro, które jest wokół nas!!!

No dobra tutaj muszę się przyznać, że wierzę w dobro ludzi, wierzę w siebie i karmę. Należę do osób które codziennie mają uśmiech na buzi. Choć przeciwności losy każdego dnia rzucają mi kłody pod nogi - ja idę dalej z podniesioną głową!
Dlaczego jest ten punkt jako postanowienie noworoczne? 
Bo jest ono skierowane do Was wszystkim! Chciałabym, żebyście uwierzyli w siebie tak jak ja wierzę w siebie i wierzę w Was. Chciałabym by każdy z nas potrafił cieszyć się z każdego małego sukcesu, który będzie napędzał nas do działania.  Chciałabym byście dążyli do sukcesu.

 

A jakie są Wasze postanowienia noworoczne? 

28 grudnia 2015

Święta i po świętach, czyli wracamy do diety

Święta, święta i po świętach. Czas wrócić do rzeczywistości, do normalności i do czystej michy. Do Sylwestra zostało kilka dni, a w święta pojadłam trochę i już nabrałam wody. 
Wracam do testowania diety 2xME. Dzisiaj dzień 7/dzień 1 po świętach

Muszę przyznać, że po kilkudniowym folgowaniu z jedzeniem dzisiejszy post 14 godzinny ciągnął mi się prawie w nieskończoność. A że wczoraj zjadłam późną kolację to na dzisiejszy posiłek musiałam trochę poczekać. Uwierzcie mi ryż i kurczak nabierają nowego znaczenia po tych dniach i po tylu godzinach niejedzenia ;P
Na szczęście dzisiaj dzień treningowy, więc jako dodatek 250 kcal mam pyszny jabłecznik na kruchym z płatków owsianych i masła orzechowego (przepis zaczerpnięty z bloga feed-me-better.blogspot.com).


Niestety święta i ostatnie nieprzykładnie uwagi do diety spowodowały wzrost wagi, ale nie poddaje się, poprawiam swoje błędy i dalej dążę do wymarzonej sylwetki. Przekonałam się na sobie, że sam trening nie zrobi wiele, konieczne jest trzymanie diety. 

70% diety, 30% ćwiczeń

Dlatego dzisiaj po powrocie z pracy pakuje torbę treningową, nowy shaker i lecę pocić się na siłowni. Jadłospis jest prawie skomponowany, więc nic tylko iść do celu! Idzie nowy rok, są nowe wyzwania, nowe postanowienia i wyznaczone cele.





A jak u Was święta minęły? Forma na sylwestra jest?

23 grudnia 2015

Pierwsze dni na diecie 2xME

Dzisiaj mija mi 6 dzień na diecie 2xME - Minimum Zaangażowania, Maksimum Efektów. Moje pierwsze wrażenie po zapoznaniu się z programem to: "Jak ja przestawię się na czarną kawę!?" i "jak wytrzymam poszcząc tyle godzin? Przecież umrę z głodu". Musicie przyznać, że jak czytacie nowe wytyczne co do żywienia to zawsze najpierw pojawia się zwątpienie.
Przyznam, że czarna kawa jest blee, ale dzisiaj już wypiłam ją bez problemu i nawet ze smakiem. Co prawda jak tylko już jest po poście to pierwsze co robię to pyszną kawę z dużą ilością spienionego mleka - ach ten mój nałóg :p

Muszę przyznać, że dieta różni się znaczenie od mojej poprzedniej, która składała się z 5 małych posiłków co 3-4 godziny i jednego cheat meal'u w tygodniu. Tutaj program każę nam zapomnieć o ciągłym dostarczaniu małych porcji, które nie zaspokajają naszych potrzeb. Pozwala nam pojeść! Czyli to co takie łamkomczuszki jak ja uwielbiają :)
3 duże posiłki, dla mnie zwiększone dwukrotnie od poprzedniej diety. Zmiana duża, bo już przyzwyczaiłam się do jedzenia częstszego, ale zmiana na plus. Nie oszukujmy się, łatwiej jest mi się najeść 140 gr  kurczaka w jednym posiłku niż 70 gr kurczaka. Objętościowo znaczna różnica. Mogę śmiało usiąść do stołu i zjeść porządny posiłek :) Jedynie mniejsza ilość węglowodanów niż w poprzednim planie, ale nie przeszkadza mi to wcale, gdyż zawsze miałam problem z dojedzeniem ryżu czy kaszy z posiłku.
A do tego co drugi dzień można sobie troszkę posłodzić bądź dołożyć dokładne ulubionego dania.
 



W drugim dniu zmierzyłam swój obwód brzucha - jutro jest plan mierzenia całego ciała i zdjęcia, by móc zobaczyć różnice.

Pierwsze wrażenie na plus! Jak na razie jestem zadowolona z takiej diety, zobaczymy w trakcie dłuższego stosowania. Na pewno będę relacjonować :)

Ktoś z Was stosował ten program? Jakie są Wasze odczucia? 

P.S. Jak widać na załączonym poniżej zdjęciu - dwa wariaty dopadły się do jedzenia i im odbiło :p Co mięso robi z ludźmi :)


17 grudnia 2015

Kilka dobrych dni mnie nie było - niestety okres przedświąteczny jest dość specyficzny. 
Biegnie za prezentami, lista zakupów na potrawy świąteczne, pieczenie ciast, ciasteczek i pierników oraz porządki świąteczne zabrały mi ostatnie wolne chwile. 
A na dodatek koniec roku w pracy wiąże się z nadmiarem pracy. Zwłaszcza jak pracuje się z mężczyznami, którzy marzą tylko o tym by w tym okresie robić wszystko byle nie pomagać w domu. Takim oto sposobem całe dwa tygodnie dzień w dzień miałam full pracy. Ale nie narzekam, jedynie może na mniejszą ilość czasu dla siebie. Na szczęście za chwilę usiądę w rodzinnym gronie i będę mogła rozkoszować się słodkim lenistwem :) 



Oczywiście czas na treningi był, choć ograniczony do minimum ale był. Nie chciałam odpuszczać sobie i pozbawiać się tej przyjemności wylewania potu na treningu. 
Może czasu zbyt wiele ostatnio nie miałam i pewnie do dni świątecznych czas będzie ograniczony do minimum, ale każdą chwilę wolną spędzałam z książką "2xME Minimum zaangażowania, Maksimum efektów" Agnieszki i Tobiasza Wilk, którą dostałam w prezencie imieninowym od T. 
Musze przyznać, że książka mnie pochłonęła! 
Na pewno jak skończę czytać napiszę o niej troszkę więcej, ale na tą chwilę mogę powiedzieć, że od jutra zaczynam z nowym programem! Będę starała się zdawać relację na bieżąco z moich odczuć do nowej diety, gdyż założenia autorów książki są innowacyjne i odbiegają od przyjętych zasad. 












9 grudnia 2015

Wiara w swoje siły pozwoli mi podbić świat

Jest godzina 7 rano. Siedzę w pociągu pełnym śpiących ludzi i zastanawiam się jak podbić świat!
Jestem jak Pinki i Mózg, którzy co noc próbują zrealizować swój plan. Jednak różnica jest ogromna, bo ja swój plan zrealizuje!

Mam ogromne plany, cele i marzenia na 2016 rok. Chciałabym wszystkie zrealizować, odhaczyć jeden po drugim aż kartka będzie pusta.
Najważniejszym planem jest ostra redukcja, bo motywacja jest jeszcze większa - ślub. A jak każda przyszła panna młoda chce wyglądać zjawiskowo i też tak się czuć.
Kolejnym ważnym punktem jest przejście na diete bezglutenową i sprawdzenie czy odstawienie glutenu pomoże mi na moje dolegliwości. Chciałabym w końcu przestać czuć się jak balon i pozbyć się nawracających bólów brzucha.
Nie przeprowadzałam badań sprawdzających czy jestem uczulona na gluten, ale czytałam że usunięcie glutenu z jadłospisu może pomóc w takich przypadkach jak mój.
Mam cały grudzień na przygotowanie się do tego.
Może macie jakieś rady? Ciekawe artykuły, które pomogą mi się wdrożyć? Własne przeżycia?
A jak na razie zaczynam dzień 3 #no_ciastki,  nie idzie lekko bo na widok słodyczy aż cała chodzę wszyscy w koło utrudniają mi odstawienie cukru. Wytrwam!




4 grudnia 2015

Dziś!! Nie jutro, nie od poniedziałku, nie od nowego miesiąca. DZIŚ!

Dzisiejszy dzień jest tym dniem, który jest najlepszy na rozpoczęcie zmian. Nie jutro, nie poniedziałek, niedziela czy inny dzień tygodnia, nie za miesiąc, od nowego roku. Dziś! Dziś jest idealnym dniem na rozpoczęcie zmian.



Pewnie spytacie dlaczego dziś?

Data kiedy staniemy do walki ze swoimi słabościami nie jest ważna, ważne jest nieodkładanie tego w nieskończoność.
Gdybyśmy potrafili trzymać się złożonych sobie obietnic byłoby łatwiej, ale przyznacie ile z Was mówiąc "zaczynam od poniedziałku" faktycznie zaczęło od poniedziałku? Zapewne niewiele osób. Ja należę do tej grupy, która nie zaczynała nigdy. Założony plan zawsze przechodził do innego poniedziałku, do kolejnego poniedziałku. 
To jest właśnie najważniejszy powód tego, że dzisiaj jest najlepszym dniem.  Nie warto przekładać dnia podjęcia walki na kolejny dzień. 

Możliwe, że jest wieczór kiedy czytasz tego posta. Zapewne myślisz sobie, że już jest ta godzina, że nie warto podejmować próby, w Twojej głowie szaleje myśl "zacznę od jutra". 
Proponuje zacząć od momentu gdy dobrniesz do końca tego posta. Odłóż wszelkie przekąski które masz przed sobą, odłóż łyżeczkę z cukrem którą chciałeś wsypać do herbaty, wypij szklankę wody przed snem i co najważniejsze wyśpij się. 
Jeśli masz chwilę to zastanów się co możesz zjeść następnego dnia na śniadanie i na kolejne posiłki. Ale niech to nie skończy się na myśleniu. Wstań od komputera, tableta czy telefonu i weź w rękę przyrządy kuchenne i zacznij gotować na jutro. Uwierz mi, przygotowanie posiłków na następny dzień trwa chwilę. A korzyści z tego będą ogromne.



Nie zakładaj sobie od razu, że twoja próba kolejny raz nie powiedzie się! Postaraj się, sprawdź siebie, sprawdź swoją siłę i wytrwałość. Podejmij najtrudniejszą walkę - walkę z samym sobą. 
Ale wiedz, że każda mała zmiana prowadzi Cię do osiągnięcia sukcesu, który jest na wyciągnięcie ręki. 

Dzisiejszy post zainspirował mnie do podjęcia próby ograniczenia słodyczy. Ostatnio zbyt zbliżyliśmy się do siebie z cukrem i ciężko jest nam się rozstać. Dlatego od dzisiaj #no_ciastka.
Kto jest ze mną? 


26 listopada 2015

Czekoladowo-marchewkowe muffiny


Wczorajszy dzień był pod znakiem słodkości i cheatowania, ponieważ razem z Tomkiem świętowaliśmy moje imieniny. 
Do pracy przygotowałam smaczne, puchate i wilgotne czekoladowo-marchewkowe muffiny, które wraz z koleżanką z pracy zjadłyśmy na drugie śniadanie, a resztę przygotowanych muffin zapakowałam Tomkowi by zawiózł do siebie do pracy. Niech każdy ma coś słodkiego!

Czekoladowo-marchewkowe muffiny nie wymagają wiele pracy i czasu. Gdyby nie fakt, że posiadam jedną blachę do babeczek, zapewne czas skróciłby się dwukrotnie.




Składniki (12-14 sztuk):
  • 4 jajka
  • 2 szklanki mąki
  • 1,5 szklanki cukru
  • łyżka miodu
  • 2 szklanki startej marchewki
  • 1,5 - 2 łyżek kakaa
  • 0,75 szklanki oleju
  • łyżeczka proszku do pieczenia
  • łyżeczka sody 

Opcjonalnie:

Możemy dodać białą i mleczną czekoladę (rezygnując z miodu)

Polecam dwa sposoby:
  1. Czekolady rozdrabniamy na małe kawałeczki, dzięki czemu będziemy mieli kawałki czekolady w babeczkach.
  2. Roztapiamy czekolady z niewielką ilością śmietany  (na jedną tabliczkę dodaje około łyżki śmietany 30%) i lekko ostudzoną wlewamy do ciasta, dzięki czemu otrzymamy intensywnie czekoladowy smak.
Przygotowanie:

Jak wspominałam wyżej przepis jest bardzo prosty, jak i jego przygotowanie. Wszystkie składniki łączymy ze sobą. Mieszamy do uzyskania jednolitej masy. Blachę na muffiny wykładamy papilotkami do babeczek i wylewamy ciasto.
Pieczemy około 20 minut w 180 stopniach do tak zwanego suchego patyczka.

Smacznego :)


24 listopada 2015

Przegrane zawody. Porażka? nie sądze ;P

W czwartek brałam udział w zawodach organizowanych przez moją siłownie Naturalfit. 
Były to zawody izometryczne podzielone na damskie i męskie kategorię.Wygrywał zawodnik, który miał najlepszy czas - sumowane wszystkich uzyskanych czasów z każdego ćwiczenia.

Ćwiczenia:
- przeprost tułowia w oparciu o ławeczkę rzymską
- "krzesełko" przysiad izometryczny
- zwis na drążku
- deska

Na pierwszy rzut oka pomyślałam, że luz, bluz i orzeszki, będzie ok. Ale niestety w czwartek było inaczej niż sobie to wyobrażałam. 
By było sprawiedliwie losowaliśmy numery startowe, moim numerem było 4.

Zawody zaczęłyśmy od przeprostu tułowia. 

Dziewczyny przede mną miały czas kolejno 5, 7 i 4 minuty. Przyznam się myślałam, że wytrzymam jakieś 5 minut bez problemu. Niestety problem zaczął się już po minucie. 
Ból kręgosłupa, a dokładnie odcinka lędźwiowego był tak okropny, że ze łzami w oczach wytrzymałam jedynie 3 minuty, a później kolejne 15 minut leżałam na podłodze w pozycji embrionalnej nie mogąc podnieść się i wyprostować. Uczucie, które miałam w trakcie wykonywania przeprostu mogłabym porównać do wyrywania kręgosłupa  z ciała i przypalania metalem. 
Po zakończeniu tej konkurencji wiedziałam, że poległam i przegrałam. Jak miałam mierzyć się z dziewczynami jak najlepszy wynik był 11 minut, a najgorszy 4 minuty. Ja ledwie wytrzymałam 3 minuty:/ 
Ale  nie poddałam się. Wstałam z podłogi, spróbowałam to rozchodzić, rozciągnąć. Przyznam, że niewiele pomogło, ale przystąpiłam do kolejnych ćwiczeń bez wspomnienia nikomu o tym jak boli mnie kręgosłup.



Przysiad izometryczny "krzesełko"

Krzesełko wykonywaliśmy przy oparciu się o klatkę. Przyznam, że za wygodne to nie było. Ściana jest lepsza, bo nie czujesz metalu wbijającego się w plecy. 
Krzesełko wytrzymałam ponad 3 minuty - jeśli dobrze pamiętam 3,20-30 min. Nie ma szału, ale też nie było źle, bo wyniki były w zróżnicowane. Najlepszy wynik ponad 8 minut, a najgorszy 1 minuta. Próbowałam skupić się na oddechu, zamknęłam oczy i myślałam o przyjemnych rzeczach.



Zwis na drążku

Przyznam, że tej konkurencji obawiałam się najbardziej. Co prawda jestem w trakcie nauki podciągania się, ale dopiero jestem w tracie nauki, więc gdzie ja wytrzymam długo wisząc na drążku. Miałam kilka prób przed dniem zawodów. Szału nie było - 44 sekundy. 
Po tym jak poległam na przeproście postanowiłam dać z siebie wszystko, dosłownie wszystko. 
Złapałam się drążka i próbowałam nie ześlizgnąć się i nie puścić. Czułam jak pomógł mi ten zwis na bolący kręgosłup - przyznam, że to ćwiczenie było dla mnie ulgą :)  
Ześlizgnęłam się w chwili jak przekroczyłam 1 minutę. Konkurencję skończyłam na 2 miejscu. Mój wynik 1.01 min, wynik pierwszego miejsca 1.14 min. 

Deska

Był czas kiedy plank był moim znienawidzonym ćwiczeniem - to samo tyczyło się burpees - ale po wielu minutach spędzonych razem próbując poprawić swój wynik w końcu troszkę się polubiliśmy.
Było to ostatnie ćwiczenie jakie miałyśmy wykonać, wszystkie już zmęczone podjęłyśmy próbę wytrzymania najdłużej jak tylko będziemy mogły. Pierwsze dwie osoby odpadły po ponad 2 minutach. Następna byłam ja i koleżanka Paulina. Obie uparte. Obie wiedziałyśmy, że musimy wytrzymać najdłużej jak możemy, bo pierwszą konkurencję obie położyłyśmy. Ustawiłyśmy się odpowiednio i zaczęłyśmy utrzymywać ciało w pozycji deski. Dla mnie zawsze najgorsza jest pierwsza minuta, później jest lepiej. Oczywiście do czasu kiedy ręce zaczynają się ślizgać na macie, stopy rozjeżdżać, a ręce zaczęły drżeć utrudniając utrzymanie pozycji. U mnie nastąpiło to w chwili jak wybiła 3 minuta. Później zaczęłam walkę z moim ciałem. Nie trwała już długo, bo jedynie 30 sekund, ale dla mnie to była jak wieczność. Tym sposobem deska wytrzymałam 3.30 min. To jest o 2.30 minuty dłużej od poporzednich zawodów z marca. 
Pobiłam swój rekord, poczułam, że moja praca jaką włożyła przez te kilka miesięcy opłaciła się i jest realny namacalny dowód! 


Podsumowanie:

Niestety nie stanęłam na podium, niestety nie byłam też w czołówce. Znalazłam się ostatnia. 7 na 7. Ale... 
Wcale nie czuje się przegrana. Wiem co było przyczyną mojego niepowodzenia. Nie wiem czy winą jest wada postawy, coś z kręgosłupem czy może za słabe mięśnie pleców. Wiem, że nie zostawię tego bez wyjaśnienie. Sprawdzę czy z moim odcinkiem lędźwiowym wszystko jest ok i będę wzmacniać tą partie. 
Nie czuje się przegrana bo za każdym  razem dawałam z siebie wszystko, walczyłam do samego końca. Poprawiłam swoje wyniki z poprzednich zawodów. Czuje, że moja praca nie idzie na marne, że wkładam w to całe serce. 
Nie zawsze musimy znaleźć się w czołówce by czuć, że osiągnęło się sporo. Moje koleżanki-rywalki są silnymi, wytrwałymi dziewczynami i cieszę się z ich wyników!

17 listopada 2015

Lunchbox do pracy/szkoły nie musi być nudny!

Bycie na diecie kojarzy się nam z czymś niedobrym, niesmacznym i nieprzyjemnym. Jak słyszymy o redukcji w głowie zapala się nam ostrzegawcza lampeczka krzycząca "zakazy, zakazy, zakazy!!!"
Przyznam, że ja słowo "dieta" zamieniłam na słowo "nawyki". Dzięki temu nie odczuwam presji związanej z byciem na diecie. Staram się wypracować nowe nawyki, które wspomagają moją walkę z kilogramami. 

Pamiętam jak pierwsze dni były dla mnie ciężkie, zastanawiałam się co ja będę jadła w pracy, co będę mogła zabrać by spokojnie zjeść. Wcześniej były to kanapki, czasami jakieś obiady domowe, ale najczęściej brak jedzenia i chodzenie do fastfood na przerwie. A teraz pieczywo poszło w odstawkę więc pierwsza moja myśl była taka, że umrę z głodu i koleżanka z pracy będzie dziwnie się na mnie patrzyła w chwili otwierania pojemnika z kurczakiem. Ojj myliłam się bardzo. Pieczywo zastąpiłam makaronem, kaszą, ryżem, plackami z cukini - czyli hulaj dusza na co masz ochotę i pomysł. Oczywiście do tego jakieś źródło białka - jajka, kurczak, schab, wątróbka, ryba. A do tego jako dodatek warzywa.

Teraz  staram się by moje posiłki w pracy były zróżnicowane i kreatywne. Niestety ubolewam z powodu braku mikrofali w pracy, ale posiłki na zimno też nie są takie złe. Koleżanka z pracy śmieje się ze mnie, że mam czas i pomysły, ale co najważniejsze sama zaczęła przynosić ciekawe i zdrowe posiłki. 



Muszę przyznać, że jednak najczęściej do mojego lunchboxa ląduje kurczak z makaronem razowym. 

Domowy żytni chleb z jajkiem, a do tego ser biały z warzywami 

Leczo z kurczakiem już wcześniej przedstawiałam KLIK


Kotlety mielone bez dodatku bułki i bułki tartej smażone na patelni grillowej. Oboje z narzeczonym uwielbiamy tą wersje kotletów mielonych. 

Pesto... Szybko, łatwo i jak przepysznie! 

Oczywiście wariacji na temat lunchu do pracy jest od groma. Jedynie co nas ogranicza to nasze lenistwo i brak kreatywności. Nie bój się zaangażować i kombinować!

12 listopada 2015

Powrót do treningów po chorobie

Niestety ostatnio dopadła mnie choroba, rozłożyłam się na amen - gardło bolało, okropny kaszel do tego gorączka. Taki stan niestety doprowadził do tego, że musiałam zaprzestać chodzenia na treningi dopóki nie wyzdrowieje. 
Miałam nadzieje, że skończy się na tygodniu wolnego, ale rzeczywistość okazała się brutalna - 2 tygodnie wolnego od siłowni. 
Oczywiście dwa tygodnie choroby odbiło się na mojej wadzę, moim ciele - nie trzymałam diety, zdarzało mi się podjadanie, dobra muszę się przyznać, że chyba tonę cukru pochłonęłam w tym czasie. Co spowodowało brutalne +2kg na wadzę. 
Ok, było małe potknięcie i zamiast użalać się nad sobą zabieram się do ciężkiej roboty. Koniec z marudzeniem, przekładaniem, kombinowaniem. Czas wrócić na odpowiednie tory. 
W końcu każdemu z nas zdarzą się porażki.



Upadamy po ty by wstać i iść dalej ze zdwojoną siłą 


Po tych dwóch tygodniach nieobecności na siłowni pierwszy trening okazał się ciężki i wymagający dla mięśni, dlatego nie forsowałam się zbytnio, by móc na drugi dzień funkcjonować. Oczywiście, że wkurzałam się w duchu na siebie, że nie jestem w stanie zrobić wszystkiego tak jak wcześniej - mniejsze ciężary, mniej powtórzeń, krótsze czasy ćwiczeń, ale wiedziałam, że wkurzanie i poddawanie się nic mi nie pomoże. Dlatego powoli wracam do formy.
W końcu nie mogę tak zostawić tego + 2 kg, trzeba wziąć się w garść i wrócić do dobrych, zdrowych nawyków i do treningów 4 razy w tygodniu. Samo nic się nie zrobi!
Wiem, że każdy z nas ma chwilę zwątpienia i zapewne gdy widzimy na wadzę +2kg po naszej nieobecności na treningach i nietrzymaniu diety zaczynamy denerwować się, myśleć, że to wszystko nie jest warte naszej pracy itp. To wcale nie jest prawda!
Każdy z nas ma chwilę zwątpienia, ale nie możemy się poddawać.

Sięgajmy po gwiazdy i kreujmy swoje życie według naszych marzeń



10 listopada 2015

Omletowe love



Muszę przyznać, że bardzo lubię rozpieszczać mojego narzeczonego. Nie są to wielkie prezenty, wspaniałe rzeczy ale są to malutkie czyny, które świadczą o miłości i wsparciu. W końcu w związku każdego dnia powinniśmy okazywać sobie jak ważna jest dla nas druga osoba. Czasami jest to wielki bukiet róż, innym razem jest to zwykły całus w czoło, a jeszcze innym dobra kawa z rana.

W niedziele rano postanowiłam umilić Tomkowi poranek śniadaniem do łóżka. Jego mina i radość z takiej niespodzianki była bezcenna.
Zaserwowałam mu torcik omletowy z białym serem i cukrem, a dla siebie z białym serem i powidłami śliwkowymi babci Zosi.



Składniki na dwie porcje:

  • 4 jajka
  • 2 łyżki stołowe mąki gryczanej
  • szczypta soli
  • szczypta cukru
  • szczypta proszku do pieczenia

Mąka gryczna:

Jeśli obawiacie się czy będziecie używać mąki gryczanej zamiast kupować całego kilograma polecam zmielić w młynku kasze gryczaną nieprażoną biała. Mielić tyle czasu by otrzymać sypką mąkę.


 Przygotowanie:

Białka z solą ubić na sztywną masę, dodawać po jednym żółtku i delikatnie mieszać. Następnie powoli wsypywać mąkę z proszkiem do pieczenia i cukrem delikatnie mieszając łyżką tak by utrzymać spienioną wcześniej masę.
Ważne by omlety smażyć na gorącej patelni, dlatego zawsze chwilę odczekiwałam z nalewaniem nowej masy na patelnie.
Ciasto jest bardzo delikatnie dlatego musimy uzbroić się w spokój :)
 
Smacznego :)

9 listopada 2015

Wyprawa po spodnie

Muszę przyznać, że nienawidzę chodzić na zakupy ubraniowe. Zawsze chodzę po sklepach zła, spocona i w dodatku rzadko kiedy wychodzę z tym co sobie upatrzyłam.
Wczoraj razem z Tomkiem pojechaliśmy na zakupy w poszukiwaniu spodni dla mnie. Wszystkie, które miałam w szafie są już na mnie za duże, więc chcąc uczcić swój sukces chciałam zakupić nowe spodnie. Podekscytowana tym, że wreszcie będę mogła zakupić coś w rozmiarze 38 pojechałam do centrum handlowego.

Wyprawa na zakupy okazała się koszmarem, który na szczęście miał swój happy end.
Na moich ostatnich zakupach zawsze do przymierzalni brałam spodnie w rozmiarze 42, teraz widząc swoje efekty oczywiście wybierałam rozmiar 38.
Dumna ze swojego nowego rozmiaru poszłam do przymierzalni - już koszmarnie spocona - w radosnym humorze zaczęłam przymierzać i wtedy zonk!
Pierwsze spodnie okazały się lekko przyciasne, drugie w ogóle nie przeszły przez łydki, inne zatrzymały się na udach, kolejne tworzyły płaskodupie. Z każda para przymierzanych spodni humor pogarszał się jeszcze bardziej.
Już nie było radości tylko irytacja.
Swoje stare spodnie miałam dużo za duże, a nowe okazują się za małe.
Wściekła na siebie, na otoczenie, coraz mocniej spocona, zaczęłam wątpić w swoje efekty, myśleć, że jednak chyba powinnam wrócić do swoich starych, znoszonych spodni o rozmiarze 42.
Na szczęście po jakimś czasie trafiłam na spodnie, które były dla mnie - rozmiar 38, pupa wygląda dobrze. A z kolejnego sklepu wyszłam z druga parą w rozmiarze 36 i bluzką S.


I to są właśnie te sytuację przez które nie lubię zakupów. Człowiek się stara, widzi efekty, chce to uczcić i gdybym nie była uparta to skończyłabym zakupy ze świadomością, że nic nie osiągnęłam co oczywiście nie jest prawda.
Wszystko winą jest to, że rozmiar rozmiarowi nigdy nie jest równy.
A my musimy pamiętać by nie wątpić w nasze ciężko wypracowane efekty!




6 listopada 2015

Odchudzone leczo

Leczo jest idealna potrawą na jesienną porę. Niestety przygotowanie zajmuje nam troszkę czasu, ponieważ konieczne jest gotowanie tak długo by wywar z warzyw wyparował, zostawiając nam gęste leczo. Ale mogę zapewnić, że czas który włożyliśmy w przygotowanie tej potrawy zostanie nam wynagrodzony smakiem.




Składniki:

  • papryka zielona
  • papryka żółta
  • papryka czerwona
  • pomidory
  • cukinia
  • czosnek 
  • papryka chili
  • kurczak 
  • sól
  • pieprz
  • zioła - bazylia, oregano i zioła prowansalskie  
  •  
Przygotowanie: 

Pomidory parzymy i obieramy ze skórki. Paprykę, pomidory, cukinie kroimy i wrzucamy do garnka.
Gotujemy na małym gazie często mieszając tak by nie przywarły do spodu. Dodajemy sprasowany czosnek, cienko pokrojoną paprykę chili i przyprawy według uznania. Kurczaka doprawiamy solą i pieprzem i smażymy na patelni na małej ilości tłuszczu. Gdy warzywa będą lekko miękkie wrzucamy kurczaka i zostawiamy gotując na małym ogniu. Ja zawsze tak długo gotuje aż uzyskam gęstą masę dzięki temu nie muszę używać dodatkowo zagęszczać koncentratem bądź mąką.

Leczo możemy podawać z wieloma dodatkami bądź samo. Ja zazwyczaj serwuje z ryżem.



Smacznego!

28 października 2015

Małe porównianie osiągniętych efektów

Pierwsze co muszę powiedzieć to to, że jestem ze swojej pracy bardzo dumna. 
Śmiało mogę powiedzieć, że wykonałam kawał dobrej i ciężkiej roboty, która opłaciła się przynosząc super efekty!
Najbardziej widoczne zmiany dostrzegam na zdjęciach porównawczych. Dlatego zawsze powtarzam, że warto robić zdjęcia w trakcie odchudzania, bo dopiero zestawiając je razem widzimy jaką ogromną pracę wykonaliśmy. 


Wprowadziłam Was w pierwszym poście w początek mojej historii, która jest podobna do historii wielu innych osób. 
Niski grubasek, który wziął sprawę w swoje ręce. Zmienił swoje żywnie i podejście do ćwiczeń o 180 stopni. Moja zmiana przewróciła moje życie do góry nogami i powoli dniami, tygodniami i miesiącami kierowała mnie na właściwy tor, tak bym na samym końcu mogła śmiało i twardo postawić stopy na ziemi. 
W tej chwili jeszcze wiszę sobie nad ziemią, ucząc się słuchać swojego organizmu i dostarczać mu odpowiedniego paliwa. 
Przede mną jeszcze długa droga, ale każdego dnia jestem bliżej celu

2012r. vs 2015r.
 
2012 vs 2015
Cudna zielona sukienka została zakupiona na wesele mojego brata w sierpniu 2012r. 
Zdjęcia po lewej stronie wykonane są w dniu jego ślubu. Jako, że uwielbiam tą sukienkę założyłam ją jeszcze raz na znajomych ślub w sierpniu tego roku. 3 lata różnicy, ta sama sukienka tylko inna ja.


styczeń 2015r. vs sierpień 2015r.
 W mojej kolekcji jest wiele zdjęć, z których nie jestem zadowolona. Oczywiście nie jestem zadowolona, ponieważ ja źle na nim wyglądam. Zdjęcie po lewej jest zdjęciem numer 1 na tej liście, bo pokazuje do jakiego stanu doprowadziłam swoje ciało. Za to idealnie zgrywa się ze zdjęciem po prawej kiedy byłam po zakończeniu pierwszego etapu redukcji. Właśnie taki efekt oczekiwałam, właśnie na taki efekt pracowałam.


Maj 2015r. vs Październik 2015r.
Moim priorytetem jest pozbyć się tłuszczyku z brzucha. Jest to moja najtrudniejsza partia ciała. Tutaj musiała nastąpić zmiana w kuchni, bo samymi ćwiczeniami nie osiągniemy płaskiego, jędrnego i umięśnionego brzucha. Ja teraz dążę do płaskiego brzucha, później będę pracowała nad kaloryferem :) Zmiany tej partii postrzegam jedynie na zdjęciach, bo niestety cały czas mam przed oczami wielki wystający bebech.

26 października 2015

Chrupiący domowy żytni chleb


Jak już wcześniej wspomniałam, chleb raczej rzadko występuje w moim jadłospisie. A gdy nachodzi mnie ochota na pyszne kanapeczki, to szybko piekę domowy żytni chleb. 
A musicie przyznać, że nie ma nic lepszego niż świeży, pięknie pachnący domowy chleb z masełkiem. Najlepiej jeszcze lekko ciepły!
Wiem, że na zakwasie byłby zdrowszy, ale nie od razu Rzym zbudowali - czyli moje pierwsze kroki stawiam w chlebie na drożdżach.
Na pewno podejmę próbę upieczenia chleba na zakwasie, ale najpierw muszę poprawić moje umiejętności pieczenia.

Wiem, że wybór pieczywa w sklepach jest ogromny, ale sklepowy chleb nigdy nie zastąpi nam upieczonego w domowym zaciszu chleba z dodatków, która najbardziej lubimy. 
Jako, że w pieczywie bardzo lubię duże ilości ziaren, ale nie znoszę za to słodkich dodatków (żurawina, rodzynka itp) w moim chlebie królują pestki dyni, słoneczki i orzechy włoskie. Zachęcam do bawienia się rodzajami ziaren, ponieważ to od nas zależy jak będzie smakował nasz wypiek.




Czas przygotowania:

2 godziny





 Składniki:

  • 1 kg mąki  żytniej
  • 1 litr letniej przegotowanej wody 
  • 1,5 łyżki pestek dyni
  • 1,5 łyżki słonecznika
  • 1,5 łyżki siemię lniane
  • garstka orzechów włoskich wcześniej lekko rozdrobnionych
  • 1,5 łyżki soli
  • 3 łyżki cukru
  • 70g świeżych drożdży







 Przygotowanie:

Łączymy suche składniki, drożdże rozpuszczamy w kubeczku z letnią wodą, następnie dodajemy drożdże do suchych składników i zalewamy resztą letniej wody. 
Wszystko mieszamy drewnianą łyżką i zostawiamy na 30 minut przykryte bawełnianą ściereczką w ciepłym miejscu. Po tym czasie przelewamy do foremek i pozostawiamy jeszcze na 10 minut.
Do rozgrzanego piekarnika do 180 stopni wkładamy blachy i pieczemy 60 minut. 
Po 60 minutach patyczkiem sprawdzasz czy chleb się upiekł w środku. W razie potrzeby przetrzymujemy go chwilę w piekarniku sprawdzając do 5 minut czy jest gotowy.

Smacznego!



22 października 2015

W objęciach złowieszczego cukru

Na diecie jestem już od 10 miesięcy i muszę przyznać, że wcale nie jest dużo lepiej, łatwiej niż na początku. Każdego dnia walczę ze sobą o to by nie zjeść całej tabliczki czekolady, by nie najeść się pączkami, bułkami i ciastkami. Staram się pozwalać sobie na więcej tylko w dni na to wyznaczone. Staram się, ale wcale nie jest łatwo. Nie zawsze mi to wychodzi. Wiem, że jesteśmy tylko ludźmi i mamy swoje zachcianki, mamy swoje słabości i nie zawsze jesteśmy na tyle silni by wytrwać w postanowieniu.
Niestety od kilku dni mam taki stan, który muszę koniecznie zakończyć dzisiaj! Koniec z ciastkami, cukiereczkami, ciastami i innymi słodyczami. Witaj czysta micho! 

Łatwo jest mi to powiedzieć, nawet napisać, ale nie jest łatwo mi to zrealizować. W końcu ciężko wygrać z patologiczną miłością do słodkiego. Ale nie dam się. W końcu mam wyznaczone cele, które chce zrealizować. 

Wczoraj wieczorem długo zastanawiałam się dlaczego zaczęłam pozwalać sobie na więcej i dlaczego jest mi tak ciężko zmienić ten stan. 

Doszłam do jednego ważnego wniosku. 
Zrealizowałam swój najważniejszy cel tego roku - schudłam 10 kilo. Zaprzestałam ścisłej redukcji w czerwcu i zaczęłam powoli wprowadzać większość ilość kcal. Nie tyłam, moje ciało nie zmieniało się, brak efektu jo-jo, czyli redukcja przeprowadzona zdrowo i z głową. Jestem z tego dumna do dzisiaj. 
Tyle, że zaprzestałam ścisłej redukcji nie dlatego, że byłam aż tak zachwycona efektem, że mogę odpuścić. Chciałam zregenerować organizm by móc później rozpocząć drugi etap redukcji.Wiedziałam, że dzięki temu będę miała zdwojoną siłę do działania i lepiej zareaguje na obcięcie kalorii. 
Nie wiedziałam jedynie tego, że tak szybko przyzwyczaję się do dobrego, słodkiego, pysznego jedzenia. Oczywiście nie powróciłam do nawyków sprzed roku, bo jem zdrowo tylko czasami nie mogę się opanować przed zjedzeniem czegoś słodkiego, zwłaszcza jak jeszcze mam coś słodkiego w domu. 
Wczoraj wieczorem miałam apogeum i w chwili sięgania po kolejną czekoladkę Merci (chyba zjadłam połowę opakowania) i kolejne czekoladowe wafelki zdałam sobie sprawę, że wpadłam w błędne koło i ciężko jest z niego wyjść. 

Wszystko zaczęło się niewinnie od zaplanowanych cheat'ów, a teraz stało się to niekontrolowanym obżarstwem, które nie prowadzi do niczego dobrego. Zauważyłam, że nie tyje, tylko waga utrzymuje się, więc potraktowałam to jako zielone światło.
Koniecznie muszę to zakończyć i znów kontrolować, gdyż tą drogą nie osiągnę jeszcze lepszych wyników.
W końcu to ja tutaj rządzę!!
Dlatego od dzisiaj nie jem nic niezaplanowanego. Nie chce stawiać sobie sztywnych ram czasowych, bo nigdy nie wychodziło mi kontrolowanie tego. Chce od dzisiaj zakończyć zawartą przyjaźń z cukrem i tylko w wyznaczone dni na oszukany posiłek jeść zdrowszą, lżejszą formę cukrowych pyszności. 
Nie chce planować zaprzestania całkowitego jedzenia słodyczy, bo już na  wstępnie wiem, że jest to niemożliwe, a ja nie lubię podejmować się rzeczy niemożliwych. 
Od razu zaplanuje, że niedziela jest dniem cheat'owania  i tylko w niedziele mogę zaspokajać swoją potrzebę na ciastka.
W ramach tego wprowadzę kilka słodszych posiłków, oczywiście by nie oszaleć. W końcu będę czuła się jak narkoman oderwany od swojej substancji uzależniającej - cukru. 

Dlaczego chce wprowadzić kontrolę w jedzeniu słodyczy? Odpowiedź jest bardzo prosta. Osoby, które podobnie jak ja mają tendencję do tycia, często nie widzą zmian jakie powoduje powrót do złych nawyków. Może to zabrzmi dziwnie, ale na prawdę nie wiedziałam, że do jakiego stanu się doprowadziłam. Widziałam kilka kilo za dużo, rozmiar mógłby być mniejszy, ale żeby zobaczyć to jak na prawdę wyglądałam musiałam zobaczyć zdjęcia. 
Obawiam się, że jeśli przestane kontrolować zjadane słodycze mogę szybko wrócić do sylwetki przed odchudzaniem. A tego bardzo bym nie chciała. Nie jest to przesiąknięte paniką, ale chęcią o jeszcze lepsze ciało, lepsze samopoczucie i lepsze zdrowie. 
Poczucie kontrolowania zjadanych posiłków daje mi uczucie kontrolowania mojego życia. 


 

21 października 2015

Leniwa środa to KLUSKI LENIWE

Jestem makaroniarą!
Uwielbiam makarony, kluski, kluseczki. Oczywiście teraz staram się ograniczać ilość zjadanych makaronów, ponieważ makaron jak makaron jest bardzo koleżeński i lubi zajęcia grupowe z sosem :)




Dzisiaj w ramach leniwej środy (tak, tak leniwa środa, bo jest rest day) na posiłek mam kluski leniwe. Pomysł na przepis zaczerpnęłam z bloga feed-me-better.blogspot.com który delikatnie zmodyfikowałam pod swoje potrzeby.


Składniki:

  • 200 gram białego sera półtłustego
  • 70 gram mąki owsianej
  • jajko
  • szczypta soli

Przygotowanie leniwych jest bardzo szybkie. Wczoraj wieczorem zajęło mi to 20 minut wraz z ugotowaniem i zapakowaniem do lunboxa. Mogę śmiało powiedzieć, że pyszny i szybki posiłek:) Świetny dla marud, które twierdzą, że nie mają czasu na systematyczne jedzenie, bo nie mają czasu na ich przygotowywanie. Polecam również osobą, które nie mają gdzie podgrzać jedzenia - w pracy nie posiadamy mikrofalówki i potwierdzam, że na zimno równie dobrze smakują jak na ciepło.



Przygotowanie:
 
Ser ugniatamy widelcem, dosypujemy mąki i żółtko. Następnie ugniatamy ciasto.  Białko ubijamy na sztywną pianę i dodajemy delikatnie do ciasta. Wszystko delikatnie łączymy. Deskę posypujemy mąką, gdyż ciasto bardzo klei się. Ciasto dzielimy na dwa i palcami rolujemy w podłużny wałek, który delikatni przyciskamy. Kroimy ciasto na skok i wrzucamy do gotującej się osolonej wody. Gotujemy do czasu aż wypłyną na wierzch. 

Wiem, że każdemu kluski leniwe kojarzą się jako polane tłuszczem z bułką tartą i cukrem, ale ja swoje zrobiłam w wersji lekkiej. Zamiast tłuszczu i bułki tartej użyłam domowego musu jabłkowego, który wcześniej zrobiłam na jesienno-zimowe dni.